Czy sesja ślubna o wschodzie słońca ma sens?
Gdzie pojawiają się poranne mgły? Czy w ogóle będzie odpowiednia pogoda? O której należy zacząć? O ile wcześniej musi wstać Młoda Pani (lub czy w ogóle powinna kłaść się spać), żeby wyglądać perfekcyjnie, zanim koguty zapieją? Te pytania pojawiają się w głowie chyba każdego, komu przyjdzie do głowy takie poranne szaleństwo. Ale gwarantuję Wam, że bardzo warto! I wcale nie jest to takie nierealne. Choć taka sesja zamarzyła mi się już jakiś czas temu, to przyznam -mój wewnętrzny leń zwlekał z realizacją. Całe szczęście, mam szalone i spontaniczne Pary. Kiedy podsunęłam Karolinie temat sesji poślubnej o wschodzie, przyznam, że byłam mile zaskoczona jej entuzjazmem i natychmiastową zgodą!
Sesja ślubna we mgle.
Po pierwsze, żeby umówić się na sesję o wschodzie, trzeba być prawdziwym twardzielem. Dlatego w tym miejscu należą się ogromne brawa Karolinie i Marcinowi, którzy nie dość, że wyglądali zjawiskowo, a dobre humory dopisywały, to jeszcze dzielnie znosili wszystkie niedogodności tak wczesnej pory. Po drugie - wschodu słońca nie da się opisać, trzeba go zobaczyć. Dzieje się magia, świat budzi się do życia i to co dzieje się z przyrodą jest fenomenalne i całkowicie inne od zachodu. Dodam jeszcze tylko, że to moja pierwsza sesja o wschodzie, od tego czasu udało mi się zarazić pomysłem kilka innych Par i temat sesji o wschodzie to zdecydowanie moje odkrycie roku 2019, które na pewno powtórzę również i w tym roku!
Miejsce na plener ślubny w Krakowie.
Zapraszam na kilka kadrów pewnego letniego poranka. W rolach głównych Karolina i Marcin.
TU TEŻ BYŁO NIEZIEMSKO:
Comments